sobota, 24 października 2015
Możliwość
Dworzec kolejowy, Wrocław. Olej na płótnie, 80x100 cm.
Do końca życia
Do końca moich dni zdumiewać się będę sobą.
Widocznie jestem wystarczającym powodem do
życia.
Ostatecznie to świat potknął się i przewrócił,
Rozproszył na części składowe i zjawiska.
Mogę je teraz oglądać w widnokręgu zwanym
rzeczywistością.
Uprzedzam, że moje oczy to mocne, grafitowe
kulki,
A serce mam ołowiane, w lazurytowej poświacie.
Pozwolę się zawieźć,
Pozwolę do siebie mówić, a nawet stuknąć,
Ale zawsze będę wiedziała swoje.
W tej prawdzie mieszka moje uniwersalne zwycięstwo.
Już zajęłam miejsce w szeregu trwających.
Świat się zapętlił.
Ja urodziłam się kawałek dalej.
Narodziny
Inni też wiją się w bólach porodowych.
Nasz ból nie jest daremny - rodzimy siebie.
Niektórzy umierają urodziwszy się tylko głową,
Reszta ugrzęzła w cieple pierwotnego ciała.
Jest chłodno.
Uzdrawia tylko ten rodzaj piękna, które można przypisać.
Piękno bezpańskie jest tak samo zziębnięte.
Niektórzy ścielą przebłagalne poduchy
Na wypadek furii ojców i matek,
Aby złagodzić ich autoupadek.
Prawda nas wszystkich zaboli.
Ale potem całość jest wystarczająca.
Spożywamy ją najpierw w dziwnym milczeniu,
Potem w milczącym podziwie.
A kończymy tańcem na boskim stole.
Możliwość
Nawet jeśli moja poezja przed twoje ściele się stopy,
To wychwala mnie, mnie kłania się nisko.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknego ukłonu.
To nie podziękowanie i pożegnanie, ale czyste piękno.
Nawet moja święta nienawiść do twojego zła
Nie wytrzymuje próby czasu
Wobec piękna składanego przed tobą - mojego ukłonu.
Oto zbiorowy ukłon wszystkich dusz narodów
Ziemi
W ich barwnych strojach ludowych.
Błogosławię dzień, w którym niemożliwe
Stanęło w miejscu możliwego,
Bo za sprawą jednej małej niemożliwości
Okazało się wielką możliwą.
Nie do wiary, do jakiego stopnia
Rzeczy mają obydwie strony.
Kłaniam się sobie - tej, która zawsze jest mądra,
Nawet wtedy, gdy jest głupia,
A szczególnie wtedy, gdy jej głupota sięga nieba.
Słuchajcie, wszyscy poszukiwacze prawdy:
Gdy wzbudzacie gniew Boży,
On wkłada wam do ręki prawdę.
Falujcie tym dywanem.
Zamkną was w rozpuście poezji.
W samym jej środku jest żyzne pole
I ziarno włożone w czarnoziem:
Dom.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz