sobota, 31 października 2015

Złota bańka

                        


                            Złota bańka

Dogrzebać się choć zapadłego kątka,
Szczeliny pomiędzy ścierającymi się płytami                                                           tektonicznymi,
Zawisnąć nieważko w przeciągu 
                                                    międzylądowań.
Tak.
Karmelowy kolor ciszy,
Czapka Boża na głowie.
Kładka nad przepaścią zrodzona siłami                                                                                 natury,
Moja złota bańka prowadzona środkiem kijem po plecach. 
Gdy poddaję się, nowe, młode listki róż
                                              wyglądają na świat. 
Tutaj w Maroko taki sam zapach róż o świcie,
Co w sadzie za miedzą.
Kwitną wiśniowe panny. 




              Byle nie w służbie cienia.

Epicentrum mojego wszechświata,
To kamienne gniazdo,
Serce, które nie dopuszcza zwątpień.
Każdy dzień domaga się znaku.
Toteż odznaczam czynności 
Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia                                                                         Polski.
Dopiero przyszłam z pola,
Moje ręce uwalane są ziemią,
Brudzą wszystko swoją wadą wrodzoną.
Wciąż opędzam się od wizji raju - 
Złośliwy eter u boku nie tego Boga.
Ukradłam ją, czy wciśnięto mi ją na siłę?
Jedno wiem: jej oko jest prawdziwe.
Dzisiaj, 
Gdy wszystko może się zdarzyć,
Gdy zdarzyć musi się nic,
Ubiorę się w moje miasto, by sławić życie.
Byle nie w służbie cienia.

                             
               


czwartek, 29 października 2015

Piosenka gotycka

  Gdy doszłam do wniosku, że niestety nie jestem renesansowa, aby się tematowi dokładniej przyjrzeć, napisałam piosenkę. Oto jej tekst: 
   

                       Piosenka gotycka 

Nie dawajcie zbyt wiele,
Dawajcie z umiarem, skromnie:
Sierocie będzie weselej,
Gdy całkiem o niej zapomnieć.

Raczej niech ciebie tu nie ma,
Niech jak księżyca ubywa.
Mowa niech będzie niema,
Wątek niech się urywa.

Nie dawaj sierocie zbyt wiele,
Jeśli ma nie oszaleć.
Pozwól jej szarzeć w popiele,
Sinieć w oddali, maleć.

Wtedy zstępuje do głębi,
Gdzie stoi dusza bezdenna,
Niewinna - błękit gołębi,
Toń jedwabna, promienna.

Gdy rosną mury i wieże,
Nie dziw się duszy skrzydlatej,
Że wiesza swoje pacierze
Na szczytach gotyckich katedr.

Śle w górę akty strzeliste,
Gdy dramatyczna nuta
Gna w pola wiekuiste
W kapocie i marnych butach.

Drży w tonie wielkiego dzwonu
Z kamiennym sercem ze spiżu,
Wśród ornamentów i fresków
I w maszkaronów pobliżu.

Modry, misterny, złoty
W kalejdoskopie witraży -
Oto wierny portret sieroty
Na tle gotyckich pejzaży.

     Wieczór 2. Akryl na kartonie, 35 X 50 cm.

wtorek, 27 października 2015

Wierszownik

                Wierszownik dla wnucząt

  Jak dotąd, moje wnuczęta, to dziewczęta - dwie kochane dziewczynki. To dla mojej progenitury zaczęłam pisać i ilustrować wiersze w specjalnym zeszycie. 
 Otrzymają go wtedy, gdy będę miała pewność, że nie zostanie nadgryziony, albo nie zniknie w sobie tylko wiadomy sposób...




 Oto jeden z wierszy w Wierszowniku:

                                Gnom

  - Nie chcesz mnie wziąć ze sobą?
No dobrze, lepiej nie bierz,
Bo zakwitnę, bo wykrzyknę
Fajerwerkiem w niebie.

Wodę w jeziorze zatruję,
Złapię księżyc w siatkę.
Zapadną ciemności...
Wpadniemy w dół,
W sam środek czarnej komnaty,
Prosto na stół,
Gdzie stoi
Dzban pełen czarnej herbaty.
Wypiję ją przez rurkę
Ciurkiem,
Do samego dna...


A tam na  dnie, 
Bim, bam, bom,
Skryły się - ile? - dwa?
Nie, jeden Gnom.
Gnom, ale za to jaki!
Sztuka dorodna:
Oczka jak dwa węgielki,
Uszka jak dwie muszelki,
Brewki jak dwa szczurki,
Mysi ogonek,
Czubek jak kozi postronek.
Pępuszek? - Jest.
Paluszek? - Raz, dwa, - aż trzy,
Kiełki trochę jak kły,
Tylko, że malutkie.


Futerko na brzuszku - mięciutkie,
I po wewnętrznej stronie dłoni,
I na ogonie.

Popatrz, jak się ukłonił!
No, kto by to pomyślał?
Prędzej byś go wyśmiał,
Ale nie...
                  Ukłonił się - wystarczy.
                  Nie prycha i nie warczy.
                  Zostawmy go tam w spokoju,
                  Wracajmy do pokoju,
                  Do komnaty pełnej herbaty.
                  Wycofajmy się z cicha.
                  Byle dalej od tego licha.
                  A bo ja wiem, na co go stać?...
                  Nie warto tu dłużej stać.
                  Wracajmy do domu,
                  Nic nie mówmy nikomu.
                  A widzisz, mówiłam,
                  Żebyś mnie nie brał ze sobą.

I niech ci będzie wiadomo,
Że jestem osobą
Podobną do tego Gnoma...



   






sobota, 24 października 2015

Możliwość

                       
      Dworzec kolejowy, Wrocław. Olej na płótnie, 80x100 cm.


                           Do końca życia

Do końca moich dni zdumiewać się będę sobą.
Widocznie jestem wystarczającym powodem do
                                                                    życia.
Ostatecznie to świat potknął się i przewrócił,
Rozproszył na części składowe i zjawiska.
Mogę je teraz oglądać w widnokręgu zwanym
                                                    rzeczywistością.
Uprzedzam, że moje oczy to mocne, grafitowe
                                                                    kulki,
A serce mam ołowiane, w lazurytowej poświacie.
Pozwolę się zawieźć,
Pozwolę do siebie mówić, a nawet stuknąć,
Ale zawsze będę wiedziała swoje.
W tej prawdzie mieszka moje uniwersalne                                                                        zwycięstwo.
Już zajęłam miejsce w szeregu trwających.
Świat się zapętlił.
Ja urodziłam się kawałek dalej.




                               Narodziny
Inni też wiją się w bólach porodowych.
Nasz ból nie jest daremny - rodzimy siebie.
Niektórzy umierają urodziwszy się tylko głową,
Reszta ugrzęzła w cieple pierwotnego ciała.

Jest chłodno.
Uzdrawia tylko ten rodzaj piękna, które można                                                                    przypisać.
Piękno bezpańskie jest tak samo zziębnięte.
Niektórzy ścielą przebłagalne poduchy
Na wypadek furii ojców i matek,
Aby złagodzić ich autoupadek.
Prawda nas wszystkich zaboli.
Ale potem całość jest wystarczająca.
Spożywamy ją najpierw w dziwnym milczeniu,
Potem w milczącym podziwie.
A kończymy tańcem na boskim stole.



                              Możliwość

Nawet jeśli moja poezja przed twoje ściele się                                                                         stopy,
To wychwala mnie, mnie kłania się nisko.
Jeszcze nigdy nie widziałam tak pięknego ukłonu.
To nie podziękowanie i pożegnanie, ale czyste                                                                           piękno.
Nawet moja święta nienawiść do twojego zła
Nie wytrzymuje próby czasu
Wobec piękna składanego przed tobą - mojego                                                                          ukłonu.
Oto zbiorowy ukłon wszystkich dusz narodów
                                                                     Ziemi
W ich barwnych strojach ludowych.
Błogosławię dzień, w którym niemożliwe
Stanęło w miejscu możliwego,
Bo za sprawą jednej małej niemożliwości
Okazało się wielką możliwą.
Nie do wiary, do jakiego stopnia
Rzeczy mają obydwie strony.
Kłaniam się sobie - tej, która zawsze jest mądra,
Nawet wtedy, gdy jest głupia,
A szczególnie wtedy, gdy jej głupota sięga nieba.
Słuchajcie, wszyscy poszukiwacze prawdy:
Gdy wzbudzacie gniew Boży,
On wkłada wam do ręki prawdę.
Falujcie tym dywanem.
Zamkną was w rozpuście poezji.
W samym jej środku jest żyzne pole
I ziarno włożone w czarnoziem:
Dom.