Złota bańka
Dogrzebać się choć zapadłego kątka,
Szczeliny pomiędzy ścierającymi się płytami tektonicznymi,
Zawisnąć nieważko w przeciągu
międzylądowań.
Tak.
Karmelowy kolor ciszy,
Czapka Boża na głowie.
Kładka nad przepaścią zrodzona siłami natury,
Moja złota bańka prowadzona środkiem kijem po plecach.
Gdy poddaję się, nowe, młode listki róż
wyglądają na świat.
Tutaj w Maroko taki sam zapach róż o świcie,
Co w sadzie za miedzą.
Kwitną wiśniowe panny.
Byle nie w służbie cienia.
Epicentrum mojego wszechświata,
To kamienne gniazdo,
Serce, które nie dopuszcza zwątpień.
Każdy dzień domaga się znaku.
Toteż odznaczam czynności
Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Dopiero przyszłam z pola,
Moje ręce uwalane są ziemią,
Brudzą wszystko swoją wadą wrodzoną.
Wciąż opędzam się od wizji raju -
Złośliwy eter u boku nie tego Boga.
Ukradłam ją, czy wciśnięto mi ją na siłę?
Jedno wiem: jej oko jest prawdziwe.
Dzisiaj,
Gdy wszystko może się zdarzyć,
Gdy zdarzyć musi się nic,
Ubiorę się w moje miasto, by sławić życie.
Byle nie w służbie cienia.